poniedziałek, 4 marca 2013

8. Malus domestica.

Dzisiejszym bohaterem jest jabłko. Posilę się na stwierdzenie że od wielu lat Polska jest europejską stolicą tego niestety nie zawsze docenianego owocu. Podczas gdy 30 lat temu banan budził zachwyt,a kiwi przyprawiało o dreszcze egzotyki nasze jabłko było tylko smutnym dodatkiem na podwieczorek większości szarych komunistycznych stołówek w kraju. Pewien całkiem kontrowersyjny belg odnalazł jednak surrealistyczne piękno w nim: 

I jakiś natrętny fan apple też:


Uwaga tekst może być spoilerem i może zepsuć komuś sielankowy widok spacerujących jeży które mają wbite jabłka w kolce. Otóż moi mili jeże są mięsożerne, a to jedyna alternatywa dla tych uroczych stworzonek:

Choć spadające jabłka z drzew mogą powodować że albo zostaje się słynnym fizykiem i odkrywa się morderczą grawitację to są też przyczyną utraty raju albo zostają wykorzystane do otrucia niewinnej królewny Śnieżki. Rzymianie z kolei uznawali je za symbol życia i zaświatów, zwykli mawiać: "ab ovo usque ad mala" co znaczy od jaja - początku życia, do jabłka - końca...


Odnoszę wrażenie że autor chyba miał na myśli grzech, pokusę i płodność?


A tego co ten autor miał tu na myśli szczerze nie domyślam się, choć wyczuwam wątek z w/w grawitacją. 


Oczywiście klasyczna próba celności strzeleckiej: 


I ta ilustracja jest dla mnie pewną zagwozdką, dla ułatwienia powstała ona w Japonii:


Kolejny za(pod)szczyt, piramida żywienia wręcz nakazuje spożywać owoce i warzywa, a o cudownym działaniu błonnika i pektyn pisać chyba nie muszę.  


To zmusza mnie do pewnych refleksji nad ... prawdopodobnie wszystkim. 


Na deser jak zwykle zostawiam najlepsze (z cichą zapowiedzią kolejnego postu), czyli jak my Polacy radzimy sobie z szarą codziennością:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz